niedziela, 19 listopada 2017

Opinia: Wyspa przetrwania

"Wyspa przetrwania" już się zakończyła, postanowiłem więc wyrazić swoją opinię na temat programu przygotowanego przez Polsat, który, jak donoszą wyliczenia na podstawie badań u ok. 5-6 tys. osób, nie cieszył się tak wielką oglądalnością, jaką prawdopodobnie zakładała stacja
Zacznę od minusów. Jako pierwszy minus - prowadzący. Damian Michałowski, zdaje się pracownik Radia Zet, niestety nie zdał egzaminu. Irytował zwłaszcza podczas konkurencji o jedzenie, totem czy jakichkolwiek innych. Zachowywał się nie jak prowadzący, ale jak kibic. "Żółci nie poddawajcie się", "Czerwoni gońcie żółtych"... Brakowało tylko, żeby miał w ręku wuwuzelę i od czasu do czasu zatrąbił...
Niestety wielka monotonia towarzyszyła też konkurencjom. Ciągle jakieś tory przeszkód. Ja wiem, że wyspa, że nie było dużego pola do popisu, ale choćby puzzle czy robale udowodniły, że można było wymyślić coś innego, A tu ciągle to samo... Mnie osobiście nie podoba się sposób eliminacji poprzez głosowanie, bo to sprzyja tzw. sojuszom, których w programach tego typu nie znoszę. Ale skoro takie zasady, że to siebie nawzajem nominowali do opuszczenia wyspy, trudno się dziwić, że były prezentowane jako ważny element gry. Bo też, niestety, ważnym elementem były - kto się nie dogadał, albo próbował grać na siebie, zazwyczaj, zwłaszcza w późniejszych odcinkach, wylatywał z gry. Albo się dogadałeś, że wyeliminujesz z innymi wskazaną osobę, albo się dogadali, że ciebie wyeliminują... Dlatego za kolejny plus poczytuję nieliczne zaskakujące ruchy mieszające szyki w eliminacjach - może nie wymianę uczestników w grupach (bo to było kiedyś także w Wyprawie Robinson), ale już na przykład zaskakującą eliminację niezależną od woli całej grupy jak najbardziej tak.
W początkowych odcinkach irytował też lektor, który gadał za dużo. Potem jednak albo przywykłem, albo przestałem na niego zwracać uwagę z innych względów, albo... uspokoił się. Za to niewątpliwym plusem w dobie udziału w każdym możliwym programie celebrytów jest to, że udział wzięli w nim zwykli ludzie. Choć ten jeden jedyny raz... Choć prawdę mówiąc, jako fan "Agenta" wolałbym, by celebryci głodzili się na Wyspie przetrwania niż by mój ulubiony program psuli.
Podsumowując głównie poprzez monotonię w zadaniach, irytującego prowadzącego i sposób eliminacji powodujący powstawanie różnego rodzaju spisków (gra na negatywnych emocjach) program nie zapadnie w mojej pamięci jako warty obejrzenia raz jeszcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora