Blog poświęcony generalnie jest programom telewizyjnym, których już nie ma, dziś jednak postanowiłem zrobić wyjątek od reguły i zaprezentować grę planszową mojego dzieciństwa. Zwała się "Komandosi".
Wracając do Komandosów. Ten, kto grał w tę grę, wie, jakie obowiązywały zasady. Kto nie grał - krótka informacja. Celem gry było zdobycie trzech różnych części helikoptera i dotarcie z nimi na lotnisko. Wbrew pozorom nie było to jednak takie proste. Przynajmniej na początku tych części nie było wiele, a każdy chciał je zdobyć... Zebranie wszystkich części nie gwarantowało jeszcze sukcesu. W każdej chwili mógł przecież przypuścić na ciebie atak inny uczestnik gry (jeśli dysponował na przykład rakietą lub karabinem - ewentualnie mógł zastosować walkę wręcz) i odebrać twoją zdobycz. Można też było mieć zwyczajnie pecha, o czym w dalszej części opisu.
Grę zaczynało się od losowania pół, na którym stawali uczestnicy jak i umieszczane były części helikoptera (na początku gry części helikoptera było o jedną mniej od liczby graczy). Kręciło się więc specjalną tarczą, która najpierw wskazywała literę, a później liczbę i w ten sposób wyznaczało się odpowiednie pole (w pionie od A do Z, w poziomie od 1 do 36). Następne ruchy wykonywane były po uprzednim rzuceniu kostką - uczestnik przesuwał się o liczbę pół wyrzuconych na kostce (nie można było poruszać się na ukos).
W przypadku wyrzucenia jedynki lub szóstki uczestnik ciągnął kartę z tzw. kart zdarzeń losowych. Zdarzenie mogło być "przyjemne", na przykład: "Czek na X ertrobów do zrealizowania w konkretnym miejscu" - ertroby to waluta używana w grze; lub "darmowy przejazd samochodem"... Inne karty były nakazami: "Wszyscy muszą natychmiast iść do swoich domków", "Popsuł ci się kompas, przez dwie kolejki idziesz tylko na północ", itp. Można też było wyciągnąć zdarzenie negatywne: "Tracisz wszystkie pieniądze i rzeczy, które masz przy sobie", "Wpadłeś na minę, idziesz do szpitala, tracisz 200 ertrobów i czekasz 3 kolejki", itp. W zdarzeniach losowych były też karty, które powodowały, że na placu pojawiały się kolejne części helikoptera...
Czasem takie zdarzenie losowe człowieka denerwowało. No bo niby już miało się wszystkie części helikoptera, było się w zasadzie na lotnisku, a tu karta mówiła, że tracisz wszystkie rzeczy, albo na przykład trafiła się karta "losująca", która brzmiała tak: "Przenosisz się na pole (losowanie)...", co oznaczało, że los wskazywał, w którym miejscu stanie twój pionek. I od nowa trzeba było iść w kierunku lotniska lub zbierać części helikoptera...
Gra kończyła się bodaj w momencie, gdy któryś komandos odleciał z lotniska. Przyznam, że z sentymentem wspominam ową grę i trochę żałuję, że nie ocalała w moich zbiorach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora. Uwaga - niedopuszczalne jest umieszczanie w polu "autor" adresu internetowego.