No dobra, przyznawać się, kto z oglądających dokumentalny serial zatytułowany "Złote łany" uznał, że tytuł jest nazwą miejscowości, w której nagrywane są odcinki? Ja w każdym razie nie zwróciłem na to uwagi, a potem, gdy wspominałem ów serial, rzeczywiście pomyślałem, że ludzie w nim występujący mieszkają w Złotych Łanach...
Wikipedia i kilka innych stron mówią o roku 2000, kilka innych twierdzi natomiast, że wszelkie materiały pochodzą z drugiej połowy 1999 roku. Biorąc jednak pod uwagę, że narrator, a więc Jan Miodek mówi o ostatnich żniwach XX wieku, prawdziwa musi być pierwsza wersja. Niezależnie od wszystkiego jedno jest pewne - niedawno minęło dziewiętnaście lat od momentu, gdy po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć bohaterów owego serialu. Otóż pierwszy odcinek został wyemitowany 7 stycznia 2001 roku, a kolejne pojawiały się co tydzień w niedzielę po seansie filmowym, a więc najczęściej tuż przez godziną 22.00.
"Bo ja się czuję maleńki jak robak, ale króla nie widzę większego od siebie" - to jedna z wielu złotych myśli pana Franciszka. Nie ukrywam, że ów staruszek był moim ulubionym bohaterem serialu. Pewnie niektórych denerwował swoimi przemyśleniami, ale powiedział też wiele mądrych słów. Czy bowiem nie jest tak, że osoby, które pracują w biurze, urzędzie, mają tytuły lub są celebrytami w pewnym sensie gardzą wszystkimi, którzy pracują fizycznie? Czy choćby podświadomie nie uważają się lepszymi od tych ludzi, choć gdyby nie rolnicy, nie mieliby co jeść?
Oprócz niego bohaterami byli m.in. pani Wanda, która za każdym razem ekipę filmową częstowała jabłkami, Stenia, która prowadziła sklep i bar, miejscowi Kargul i Pawlak (Gralowie i Wełpowie), staruszka Rozalia, nazwana niezastąpioną komentatorką, Agnieszka - młoda studentka Akademii Rolniczej i wiele innych osób.
Od czasu, jak kręcono ów serial wiele na wsiach się zmieniło. Niedawno wrócono do bohaterów "Złotych łanów" w serialu "Euro-łany", który ponoć pokazuje miejscowości i zmiany jakie zaszły w ciągu dziesięciu lat od wejścia do Unii Europejskiej. Ja jednak tej produkcji jeszcze nie widziałem, więc o niej szerzej pisał nie będę... Mam natomiast swoje przemyślenia odnośnie zmian na wsi od momentu wejścia do Unii Europejskiej. Co zyskał rolnik? Chyba jedynie dopłaty. Co stracił? Wolność hodowli i sprzedaży. Teraz każdy koń, krowa czy świnia jest albo kolczykowana, albo ma paszport. Każda sprzedaż zwierzęcia, urodzenie czy padnięcie jest odnotowywana przez urzędników. Jak by powiedział jeden z bohaterów Seksmisji: "permanentna inwigilacja".
Inne zmiany to tzw. limity (nie wiem, czy wciąż obowiązują, na pewno były, gdy wchodziliśmy do UE) na mleko. To znaczy Bruksela odgórnie narzucała, ile krowy u danego rolnika mogą miesięcznie (lub rocznie) dać mleka. Dały za dużo? Trzeba było albo odkupić od kogoś przyznany limit, albo... wylewać mleko. W miastach panuje przekonanie, że rolnicy mocno skorzystali na wejściu UE, bo dopłaty mają.... Prawda jest jednak znacznie bardziej złożona. Skorzystali bowiem najbardziej... najbogatsi rolnicy, którzy mieli ogromne gospodarstwa - co najmniej kilkadziesiąt hektarów. Ci mniejsi wyszli na tym gorzej. Dość powiedzieć, że na wsiach, gdzie średnio uprawą roli, hodowlą zwierząt i produkcją mleka przed wejściem do UE zajmowało się ok. 70 procent mieszkańców, obecnie zajmuje się ok. 20-30 procent, tych największych właśnie. Małym przestało się opłacać, a jeśli jeszcze obsiewają rolę - robią to albo z przyzwyczajenia, albo dlatego, że ziemię kochają i ciężko im się z nią rozstać, mimo że nie czerpią ze swojej pracy zysków.
I jeszcze jedna kwestia - chyba każdy słyszał o ASF czy ptasiej grypie. Dziś, gdy gdzieś wykrywana jest choroba, natychmiast wybijane są zwierzęta (lub ptaki) nie tylko tam, gdzie chorobę wykryto (zarówno zdrowe jak i chore), ale też w całej wsi lub kilku okolicznych wsiach. Przed czasami UE jednak ptaki czy świnie również chorowały i padały, nie powodowało to jednak wybijania nie wiadomo ilu zwierząt. Czy aby na pewno było to złe rozwiązanie, skoro np. człowiek nie może zachorować na ASF? Czy nie wystarczyłoby ewentualnie zamiast wybijać, poddać obserwacji (kwarantannie) i przebadać zwierzęta z gospodarstwa, w którym choroby się pojawiły? Wybijanie np. trzody chlewnej przy jednoczesnym zachowaniu ogromnej populacji dzików przecież mija się z jakimkolwiek celem (o ile celem nie jest zmniejszenie hodowli).
Wracając do serialu - podczas dwunastu około 23-minutowych odcinków śledziliśmy losy bohaterów, ich pracę, słuchaliśmy ich przemyśleń.... Trzeba przyznać, że był to niezwykle trafny pomysł ze strony TVP, a dokument cieszył się podobno równie wielką oglądalnością, jaką obecnie może pochwalić się reality show "Rolnik szuka żony". A wracając do kwestii, w jakich miejscowościach kręcono ów serial - były to wsie powiatu oleśnickiego (kilka), m.in. Ostrowina. Pierwszy odcinek można obejrzeć, klikając w ten link.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora